20 sierpnia 2015

#PW: Remigiusz Mróz


Remik Mróz.png
Remigiusz Mróz

Witam!
Oto kolejny tekst z cyklu „Pisarskie wspomnienia”. Dziś gościmy u siebie pisarza Remigiusza Mroza, który – według moich obliczeń – wydał swoje książki w pięciu różnych wydawnictwach, zaś kolejna czeka już w szóstej oficynie na dzień „wypuszczenia w świat”. Ładny rozsiew, prawda? ☺
Zobaczmy, jak zaczęła się jego przygoda...


Wrzesień 2012 roku. Od momentu, kiedy rozesłałem Parabellum do wydawców minął dokładnie rok i właściwie nawet ułamek tego okresu wystarczyłby, żeby zwątpić, że książka kiedykolwiek trafi na półki księgarń.
Tymczasem w pewien słoneczny wtorek wysłałem do jednej z oficyn inną propozycję wydawniczą, dodając informację, że popełniłem też pewien historyczny cykl. Odpowiedź nadeszła po dwóch dniach i była raczej lakoniczna – mój przyszły wydawca chciał się dowiedzieć, czy ów cykl został już wydany. A jeśli nie, to czy mogę go przesłać.
Wysłałem bez przekonania, bo miałem już na tapecie coś innego, a po roku Parabellum wydawało się co najmniej przykurzone. Poza tym byłem przekonany, że kolejna odpowiedź przyjdzie za kilka miesięcy, jeśli w ogóle.
Kilka godzin później dostałem maila o treści: „Kiedy można do Pana zadzwonić?”.
Nie odpowiedziałem do razu. Najpierw z bliżej niewiadomych przyczyn podniosłem laptopa z biurka i przeszedłem z nim do salonu. Postawiłem na stole, włączyłem album „The Rip Tide” grupy Beirut i… siedziałem.
Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Takie lapidarne maile i pytanie o telefon nie pojawiają się bez powodu.
Przesłuchałem kilka kawałków, a potem włączyłem świeżo wypuszczony album „Algiers” zespołu Calexico. Nabrałem tchu, umieściłem ręce strategicznie nad klawiaturą i napisałem odpowiedź, żeby dzwonili, kiedy tylko im pasuje.
Chwilę później odebrałem telefon, od którego wszystko się zaczęło. Rozmowa trwała dobre pół godziny, choć głównie słuchałem tego, co naczelny miał do powiedzenia. Opisywał mi proces wydawniczy, promocję, proces redakcji i mnóstwo innych rzeczy, o których miałem w porywach mgliste pojęcie. Starałem się spamiętać wszystko, ale ostatecznie i tak połowy zapomniałem.
Tego samego dnia wysłałem też inną powieść do kilku oficyn (powieść, która później miała nazywać się Wieża milczenia, a wówczas nosiła tytuł… cóż, w porywach średni). Dwa tygodnie później dostałem odpowiedź i uznałem, że to chyba jakaś pomyłka. Taka dobra passa? Po dwunastu miesiącach zupełnej przysuchy?
W takiej sytuacji powstało pytanie – czy Parabellum będzie pierwsze, czy Wieża milczenia. Wszystko zależało od tego, jak szybko uwiną się wydawcy – a dla przyszłego debiutanta termin wydania książki to kwestia cokolwiek istotna.
Ostatecznie Wieża… ukazała się w kwietniu 2013 roku, a pierwszy tom Parabellum we wrześniu. Nietrudno policzyć, że proces wydawniczy w przypadku Parabellum trwał równo rok.
W sumie więc dwa lata od kiedy postawiłem ostatnią kropkę w Parabellum… i pech chce, że nadal nie ukazał się tom trzeci, co dopiero mówić o czwartym. Wychodzi więc na to, że pisanie to robota dla maratończyków.
Tyle że to nieprawda.
Pierwsze kilometry są trudne, żmudne, dłużą się niemiłosiernie i cały ten znój każe sądzić, że do mety nie dotrzemy nigdy. Ale zaraz po przekroczeniu jakiejś mniej lub bardziej uchwytnej bariery, wszystko przyspiesza, a my uświadamiamy sobie, że jesteśmy już na półmetku.
Cierpliwość? Potrzebna, ale nie ona jest kluczem. Najważniejsza jest wytrwałość.
Gdybym odpuścił po skończeniu czterech tomów Parabellum, dla których przez rok nie znalazłem wydawcy, nigdy nie napisałbym kolejnej książki. A po niej nigdy nie zasiadłbym do Wieży milczenia. W rezultacie nigdy nie zainteresowałbym innego wydawcy Parabellum, nigdy nie dostałbym tego krótkiego maila i nigdy nie odbyłbym tej długiej rozmowy przez telefon.
Koniec końców determinacja popłaca. Ale co ja Wam tam będę mówił, sami dobrze o tym wiecie.


Determinacja jest ważna nie tylko w pisarstwie. Wszędzie, gdzie występuje sukces, główną rolę musi odegrać determinacja. Cechuje ona tak pisarzy, jak sportowców. Mistrza lekkoatletyki określa ilość przebiegniętych kilometrów i wylane na treningach litry potu. Bestsellerowego pisarza – suma napisanych tekstów i otarcia na dłoniach od ciągłego stukania w klawiaturę.
A Wy jak sądzicie? Ile procent sukcesu, to determinacja?




Serdecznie dziękuję Panu Remigiuszowi Mrozowi, że zechciał napisać dla nas ten krótki tekst. Doceniamy! A wszystkim, którzy nie znają jego twórczości, gorąco polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz